MAŁY KAPRAL
Czujesz Mamo? Moje oczy bólem zamglone...
Duszą aforystów widzę siebie błędnego,
w melancholii żeglując po lądy wyśnione.
Głucha samotność pogrąża umysł ku mdłego
dziatectwa obrazom obarczającym duszę
cierniem przypadłości. Niełatwo z nim podążać,
gdy wrośnięty korzeniami sprowadza suszę
moich źródeł, pustym wzorcem przymuszając trwać.
Cień merlina wskazuje drogę do rozkwitu,
przepełniając me żagle powiewem świeżości,
jednak grzęznę, bezwolnie dopełniając mitu,
w ułomności cierpiący własnej bezsilności.
Dziękuję Mamusiu, żeś we mnie uwierzyła,
pielęgnując swym kosztem dziecko chorowite,
wielbię Cię, Niusieńko!..a póki będziesz żyła,
będę przy Tobie, służąc. Teraz łzy obfite
spływają z mego lica... to perły korony
Twej, Ukochana. Pamiętasz ćwierćwiecze temu?
Jak nadęta chmura burzowa w świata strony
śląc spojrzenia, płakałaś - nie wiedziałem, czemu...
Śladem Twoim i ja, wyjący w niebogłosy,
otulony piersią, pocieszać próbowałem.
Patrzyłem, delikatnie głaszcząc Twoje włosy,
nauczyłaś mnie kochać i... tak już zostałem...
Wiesz, rozumiem dziadka, że całe życie płakał
wyrazem wrażliwości nadoryginalny,
olbrzym z wielkim sercem, co złością nie przemakał
pełen zrozumienia i... taki naturalny...
Kręta egzystencja jednak różne przeszkody
stawia, zmuszając niekiedy bronić wolności.
Ja alergie posiadłem od zatrutej wody
na przejawy agresji, z racji nieczystości
pochłanianych za młodu. Dlatego się zdarza,
że przyciśnięty przemocy kłującym grotem
mimowolnie w potwora zmieniam się z lekarza,
wbrew świętościom, budząc się zlany zimnym potem...
Mały kapral wyruszał z gigantem na wojnę
w obronie królowej, choć spokrewnione armie,
wieszając białe flagi, liczyły spokojne
na cud...który nie nastał... Jego siły marnie
uzbrojone, jedynie w sakiewkę królewskich
łez zdobionych miłością i serca jeden liść
zwyciężały bohatersko z królestw niebieskich
mocą, wielką cenę płacąc... - Konają do dziś!..
Pamiętam muśnięcie motyla na swej twarzy,
przyniósł mi spokój od dawna wyczekiwany,
pachnący świeżością śródziemnomorskiej plaży
od pierwszej chwili dziwnie wydawał się znany.
Pragnąłem go kochać, po rozległych polanach
nektar wraz z nim zbierać na jesienne miesiące.
Słońcem zaślepiony zgubił mnie w kwiatostanach
ulatując, a ja już nie chodzę po łące...
Marzę, by Bóg dał mi szansę ku niebios strzechom
wzlecieć, pośród Aniołów czerpawszy nauki,
rzeką miłości poić spragnionych, a grzechom
nieświadomych koniec dać, uświęciwszy sztuki.
Pamiętasz, patrząc w jedno słońce, słuchaliśmy
muzyki naszych serc, złączeni całym wiekiem?
Będący razem, jak jedno ciało trwaliśmy
w oddechu wspomnienia nazwanego człowiekiem...
Kocham Cię bez tchu i... znów płaczę...
|