DRZEWO
Spotykam Cię w srebrzystym lesie rozmarzoną porą,
pochłaniając odbicie kroplami rosy spełnione,
pustka mego serca dusi bezlitośnie, podporą...
jedynie ślad Twego oddechu i łzy rozrzewnione.
Samotne tulą się do siebie, w mojej wyobraźni
muskane jedwabiem promieni wiosennego słońca,
nie w smak im muzyka czystej, bochenkowej przyjaźni,
wiedziona wonią myśli tęczowej w ramionach gońca.
Oczy, miłości wyżyn spragnione, czerwono-mętne,
barwy nie czytają. Me dłonie pokryte zmarszczkami,
wczoraj jeszcze kwitnące pąkami, dziś obojętne...
Nawet włosy łamane bólem zastygły pozami.
Stoję samotnie przygarbione, ja, drzewo spróchniałe,
szeptami mrówek pocieszane, pozbawione liści,
pojednane z losem, gdy korniki zjedzą mnie całe,
a za moją sprawą chociaż ich pragnienie się ziści... |
Trochę jak u Marii Peszek, ze światła poczęte. Słonecznego światła.
Piąty dzień jesieni 2011 roku.
Dziękuję za dzisiejszy prezent.
Jeszcze czasem zdarzy mi się opaść z sił i nie wierzyć,że na świecie istnieją małe cudowności.
Zmuszana przez otoczenie, rzeczywistość do racjonalnego, zdrowego pędzenia i gonienia za czymś dla samego faktu pędzenia, dzisiaj zwolniłam.
Czasem zapominam.
Każdy, kto mi przypomni, kto wróci mi tą słodką otoczkę z magii, zasluguje na podziękowania z głębi mojego zmęczonego, schorowanego serca.
Dziękuję.
P.S. Nie wierzę, że parę godzin przed otrzymaniem Qam czytałam Sylvię Plath złorzecząc na ludzkość i marząc o szklanym kloszu.